czwartek, 4 maja 2017

Apri Skin Magic Snow Cushion

Witam po ponad rocznej przerwie!

Długo zastanawiałam się od której koreańskiej poduszeczki zacząć, jednak po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii na temat firmy April Skin i jej produktów, zdecydowałam się na Magic Snow Cushion.

Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ już miesiąc później zamówiłam kolejne dwie poduszeczki – jedna w kolorze Natural Beige (#23), a druga Pink Beige (#22), który okazał się być jeszcze lepszym odcieniem, choć odrobinę mdłym, a wręcz powiedziałabym, że trupim.
It took me a while to pick one out of many cushions Korean stores have to offer. After hearing a lot of good stuff about the April Skin Magic Snow Cushion, I decided to give it a try.
It was the best choice I could make and only a month later I was already ordering a second cushion from April Skin. This time I took the shade Pink Beige (#22) and I think it worked for me better than Natural Beige (#23). I have to say though, Pink Beige makes my skin look way more dull.

Zacznijmy od czarnej wersji 2.0, którą kupiłam przez przypadek, myśląc że jest ona przeznaczona dla suchej skóry. Swój błąd zauważyłam dopiero przy drugich zakupach.

Mimo, że skórę mam bardzo suchą, a ta wersja przeznaczona jest dla skóry przetłuszczającej się, u mnie poradziła sobie całkiem dobrze. Na tyle dobrze, że pokochałam ten podkład już po pierwszym użyciu.

Najbardziej zadowolona jestem z krycia. Wystarczy jedna warstwa, aby wszystkie niedoskonałości zniknęły. Warto dodać, że jedno przyciśnięcie gąbeczki starcza na rozprowadzenie produktu na bardzo dużej powierzchni.

Po użyciu tego cushionu skóra nabiera zdrowego połysku. Wygląda na lekko mokrą, ale na szczęście nic się nie klei (jeśli nie przesadzimy z ilością produktu).

Niestety po kilku godzinach podkład zaczyna się “rozjeżdżać”, co wygląda okropnie. Zapobiec, a przynajmniej zminimalizować to można pudrem, jednak nawet to czasem nie pomaga i co jakiś czas muszę poprawiać zebrany w poszczególnych miejscach podkład. Najbardziej denerwuje mnie, kiedy staję przed lustrem i na swoim czole widzę poziome linie podkładu, które trzeba wygładzić.

Biała wersja 2.0 kosztuje dwa razy więcej, co czarna, dlatego w ramach oszczędności, zdecydowałam się kupić starszą wersję na stronie bbcosmetic.com. Najbardziej zauważalną różnicą między nową, a starą wersją jest opakowanie, które teraz wygląda zdecydowanie bardziej elegancko. Jak widać na zdjęciu, czarna (nowa) wersja jest zgrabniejsza, biała zaś kojarzy mi się z apteką.

Oprócz opakowania, zmieniła się także gąbeczka. W starych wersjach łatwo pochłania ona produkt, w nowych jest bardziej zbita, przez co produktu nie pochłania w ogóle. To także widać na zdjęciu – na czarnym aplikatorze nie ma śladu podkładu, mimo że używany był dużo dłużej, niż biały, na którym została plama.
Let’s start with the black version (2.0), which I have purchased by accident, thinking it was meant for dry skin. Well, it was not, but I didn’t realise that until I came back to the website to buy the white version.
Although the cushion was meant for oily skin, it did a good job on mine. I fell in love with it, not knowing I was the wrong one.
The best thing about this cushion is the coverage. One thin layer can cover all of my acne, so when I first used it I was pretty impressed. Also, one puff can be easily spread around a bigger area.
After using this cushion my skin was not only looking flawless, but healthy and glowing as well. The foundation leaves us with a natural, kind of dewy finish and if we don’t put on too much of the product, nothing will transfer or feel sticky.
One thing I hate about this cushion is that it starts to crease and separate after just a couple of hours. The whole make up just starts to fall apart and it looks awful. Powder can help, but sometimes it just isn’t enought.
The new white version (2.0) costs about twice as much as the old one, so I decided not to waste my money and just go with the old version. I got it from bbcosmetic.com after a whole day of searching.
There are two differences that I noticed between the old version and the new one:
  1. The packaging is a lot more elegant and simple. As you can see in the picture the black (new) version looks maybe even a bit more posh, than the white (old) version. The white version reminds me of a pharmacy and I don’t think that’s a good thing.
  2. The applicator is better in the new version. It doesn’t absorb any produnt, not like the older one, which works kind of like a cheap beauty blender. You can see the stain that the foundation left just after one use.


Biała wersja przeznaczona jest dla suchej skóry, dlatego jej formuła jest odrobinę inna. Krycie i trwałość pozostaje jednak taka sama. Ten podkład uważam jednak za o niebo lepszy dla mojego typu skóry. Wszystko wygląda bardzo naturalnie i, podobnie jak przy czarnej wersji, zdrowo. Skóra się nie klei, a produkt na niej nie ciąży. Prawie wcale go nie czuć.

Zdarza się jednak, że przeholuję z ilością podkładu, wtedy twarz nieprzyjemnie, nawet nie tyle co swędzi, ale irytuje. Szczególnie dzieje się tak w okolicy nosa i skroni, chociaż tam naprawdę ograniczam nakładanie podkładu. Okulary także mogą być nieprzyjemne w noszeniu, kiedy na nosku już po sekundzie mamy tonę lepkiego produktu.

Warto także wspomnieć, że dostajemy zaledwie 15g produktu, a to, przy codziennym użytkowaniu, starcza na niewiele ponad 2 miesiące. Cena wynosi około 15-17 dolarów, jednak wydaje mi się, że jeśli ktoś ma problem z trądzikiem, to ten produkt jest naprawdę świetny. Zakryje wszystko i do tego zawiera filtry SPF50+ oraz PA+++.

Podsumowując, mimo swoich wad, uważam, że jest to naprawdę dobry produkt, do którego będę wracać jeszcze nie raz.

Ocena końcowa: 8,5/10
The white version is great for people with dry skin and that’s why it’s formula is a bit different than the formula of the black one. And that’s probably why it’s so much more expensive than the black cushion.
The coverage is basically the same, as well as the time it can last without getting cakey. If you don’t go crazy with the foundation, you can’t really feel it on your skin. Although, sometimes it feels like the product was sliding off your face. It’s very weird and annoying when your nose starts to itch but you don’t want to rub the foundation off.
Wearing glasses also isn’t very pleasant for me, because the second my glasses touch my nose, the product sticks to the plastic and creates these disgusting lumps I have to wipe off.
I should mention that in one cushion we only get 15g of product and with a day-to-day use it will last us for two months or so. The price is about 15 to 17 dollars (the renewed white version costs about 30 dollars), which is not that much. I mean, if you want a good coverage and no breakouts, this cushion is worth it’s price.
Oh, and it contains SPF50+ and PA+++
In concusion, despite the few cons, I think this cuchion is a great product and I will definitely purchase it again sometime soon.
I would rate it 8,5/10.
A jakie są wasze ulubione cushiony?
What are your favourite cushions?

sobota, 23 stycznia 2016

Jak się skutecznie uczyć?

Zawsze myślałam, że nauka to nic wielkiego, dopóki nie zaczęło przybywać materiału.
Mam nadzieję, że komuś pomoże jeszcze trochę przed końcem semestru c:

 
1. Nie uczyć się na ostatnią chwilę. 
Znaczy, jeśli wiesz, że dasz radę opanować cały materiał, to proszę bardzo, ale dużo łatwiej uczyć się z lekcji na lekcję, nawet nie wkuwać, ale po prostu zrozumieć i ogarnąć, o czym mówił nauczyciel.

2. Nie rozpraszać się na lekcji.
Tak naprawdę w ciągu samej lekcji jest się w stanie opanować znaczną większość tematu, wystarczy tylko się skupić i nie rozmawiać. 

3. Spisywać sobie ważniejsze rzeczy. 
Nawet dzień przed samym sprawdzianem zrobić sobie taką ściągę z najważniejszych wzorów/pojęć/dat, a resztę zwyczajnie przeczytać. 

4. Zaznaczać sobie, co będzie na sprawdzianie. 
Większość nauczycieli naprowadza na co zwrócić uwagę, i wracając do punktu drugiego - wystarczy tylko słuchać.

5. Robić notatki starannie. 
Wiem, że niektórzy nauczyciele lecą z dyktowaniem, jakbyśmy byli maszynami, ale chyba można chociaż pisać tak, by móc się potem rozczytać. 


6. Wyłączyć Internet.
Naprawdę, nie nauczymy się niczego, wciąż sprawdzając Facebooka.

7. Nie uznawać tego za karę.
Jeśli podejdzie się do nauki, jak do czegoś, co chcemy robić i co może nam sprawić przyjemność, to na pewno nauczymy się więcej i lepiej.

8. Być systematycznym. 
Nie zostawiam sobie na później, bo zacznie się nawarstwiać. 

9. Mieć cel i plan jego realizacji.
Ustalić sobie kiedy na jaki przedmiot muszę się nauczyć i przypilnować, żeby to zrobić, pilnować, żeby do lekcji siadać codziennie mniej więcej o tej samej porze tak, by nie siedzieć po nocach.

10. Wysypiać się.
Zmęczenie nie pozwoli nam się efektywnie uczyć w szkole, a w domu nie będziemy mieli już na to siły.

11. Być zmotywowanym i pozytywnym.
Podobnie jak w punkcie siódmym, znaleźć coś, co będzie nas cieszyło z nauki.

12. Skojarzenia.
Większość języków i pojęć z nimi związanych jest bardzo logiczna, wystarczy tylko pomyśleć od czego może coś pochodzić, albo do czego jest podobne, a jak do niczego, to coś wymyślić, nawet coś kompletnie niezwiązane z tematem, bylebyśmy zapamiętali. 

13. Uczyć się partiami. 
Tak jak wiersze uczy się zwrotkami, będzie o wiele łatwiej, niż zapamiętać wszystko za jednym razem.

14. Nie uczyć się przy muzyce.
Nie przy takiej, która nas rozprasza, do której chcemy śpiewać, czy na której słowach się skupiamy.

15. Wiązać fakty.
To działa nie tylko z historią, niemal wszystko na świecie jest logicznie poukładane (oprócz chemii, w chemii to chemicy się zmówili i nic tam nie ma najmniejszego sensu).


16. Pochodzić, poruszać się.
Nie wylewać z siebie siódmych potów, ale nie siedzieć też cały dzień przy książkach.

17. Nie szukać wymówek.
Naprawdę, możesz przesegregować ubrania kiedy indziej. 

18. Ułożyć historyjkę z słówek/pojęć do nauczenia.
Nie musi mieć sensu, wystarczy, że spełni swoje zadanie. 

19. Wizualizować.
Nawet jeśli nie kojarzymy dokładnie czegoś, to wiemy jak to mniej więcej wyglądało napisanie w książce i wiemy z czym to łączyć.

20. Wyobrazić sobie, że trzyma się na karku przyklejoną pomarańczę.
Nie żartuję, jest taka technika nauki, wystarczy poczuć tą pomarańczę przyklejoną z tyłu głowy, a cały materiał wejdzie szybciej.

wtorek, 27 października 2015

Londyn w 7 godzin (część 2)

Halu, mam nadzieję, że wszyscy zdrowi, wypoczęci i szczęśliwi c:
Wróciłam do ff o Newcie, gdyby ktoś pytał -> [klik]
Tym razem trochę bardziej fandomowa część wyjazdu, więc możecie się zanudzić, ale mam nadzieję, że nie.

Tu po prostu było ładnie, ludzie jedli obiady.


Bo bańka...


Tu była kręcona scenka z Sherlocka, więc musiałam, co nie...


Czy ktoś wie, czy ktoś kojarzy ten fandom?


Ludzie se cykają zdjęcia pod Big Benem. 


To na pewno Napoleon i dwa philowskie lewki.


Po prostu cool autobusy.


Podoba mi się, ok.


Bo Ralph Lauren i Tiffany.


Trochę dygałam, ale weszłam do środka!


Mało artystyczne zdjęcia, raczej robiłam je dla siebie, żeby mieć taka świadomość, że faktycznie tam byłam...
Całkiem niezwiązane randomowe pytanie:
Ktoś się wybiera na Halloween?

poniedziałek, 19 października 2015

Londyn w 7 godzin (część 1)

Mieszkałam chwilę w Anglii, ale nie miałam okazji być wtedy w Londynie, więc ostatnio rodzice zgodzili się na taki jednodniowy wypad (nie, żebym była jakąś multimiliarderką, a takie wyjazdy były dla mnie normą).
Pojechałam tylko z tatem, bo cała reszta boi się latać, co w sumie było mi na rękę, większa niezależność.


Wyjazd był o 4.30, żeby mieć mniej więcej godzinę na lotnisku + godzina drogi na lotnisko.
Lot trwał około dwóch godzin, chociaż szczerze mówiąc, wydawało mi się, jakby trwał 10 minut, mogłabym całe życie spędzić w powietrzu, cieszyć się tym spokojem i słuchać o loterii Ryanaira.
Potem 1,5 godziny jazdy na Liverpool Street.
7 godzin do powrotnego autobusu i cały Londyn do zwiedzenia.
Zdjęcia bez podpisów, bo sama nie wiem więcej, niż Wy, so let's go...




















































Chyba łatwo się domyślić, że byłam zbyt leniwa, żeby targać ze sobą aparat
Udało nam się zwiedzić dość dużo, przeszliśmy  ponad 15km, więc jestem ogólnie zadowolona, choć nie było nawet czasu zjeść obiadu, ani przysiąść na chwilę, więc kręgosłup powoli mi wysiadał.
Oczywiście po takim szalonym biegu, następnego dnia nie byłam w stanie normalnie funkcjonować i cały dzień minął mi na spaniu.
Finansowo ta wycieczka była klapą, lepiej byłoby już wykupić jeden nocleg i zwiedzić trochę więcej.
Ps. nienawidzę blogspotowych układów zdjęć, sorry
Kojarzycie któreś z tych miejsc?

niedziela, 11 października 2015

Light Move Festival 2015

Czekałam na ten festiwal 3 lata, jechałam ponad 3 godziny, a projekcje oglądałam tylko godzinę.
Jestem zawiedziona, naprawdę.


Ludzi od cholery (przepraszam), te atrakcje niby były rozproszone po Piotrkowskiej i okolicy, ale przejście z jednej do drugiej było jak ucieczka z wielkiego stadionu, podczas jakiegoś nalotu, czy innego końca świata.
Człowiek na człowieku, jak takie stado zagubionych owiec... albo lepiej - krów.
Dłużej zajęło mi szukanie zaginionych członków rodziny, niż oglądanie pokazów, poważnie.
Idziesz sobie w zwartej grupie, a tu jakaś baba ci się wpycha i dupa - nie ma rodziców.
Na telefon się nie znajdziecie bo po 1 - nie ma szans wyciągnięcia telefonu z kieszeni w takim tłumie, a potem jeszcze ryzykowanie jego upadkiem i zgnieceniem, a po 2 - to tak jakby stać pod sceną na koncercie i próbować z kimś rozmawiać.


Na dworze już w dzień był mróz, a całość zaczynała się dopiero o 19.
Ręce miałam skostniałe, bałam się robić zdjęcia, bo nie wiedziałam, czy utrzymam aparat.
No i ludzie byli jacyś zbyt...
Nie umieli racjonalnie ocenić sytuacji, ich priorytetem było zrobienie sobie zdjęcie ze świecącym kotem.
Mój tato szukał mojej mamy i siostry, bo źle się poczuły przez ten tłok, a jakiś facet pyta go, czy zrobi mu zdjęcie, no to odpowiada, że nie może, bo jest zajęty - szuka rodziny, a ten odchodzi i, z takim 'czymś' w głosie, do żony: 'nie może, zajęty jest'. 
W takiej ciemności (w środku parku) i tak by nie było nic widać na zdjęciu.
Tragedia.


Albo słyszałam jeszcze takie coś: "niech się pani odsunie, jak się pani nie podoba ekspozycja".
Tam było kilka setek tysięcy ludzi i wszystkim nagle odbiło!
Aha i jeszcze idziesz sobie z dzieckiem na rękach (bo o przeciśnięciu się z wózkiem nie było mowy), a tu nagle, po drodze na te najciekawsze wystawy, na ogromnej ścianie wyświetlana jest projekcja taka no... drastyczna. No i w tył zwrot, bo dzieci płaczą i będą płakać 20 minut, bo tyle zajęłoby przeciśnięcie się przez tłum podziwiający... to coś.


Powinni wytyczyć jakieś trasy, postawić barierki i kierować tymi ludźmi, bo na razie nie mam w planach powrotu w to miejsce, a ludziom z klaustrofobią czy jakąś inną tłumofobią całkowicie odradzam, nie ma sensu taka męczarnia, żeby zobaczyć 2 w miarę udane projekcje.